Christmas
I have never cared much about Christmas. Frankly
speaking, I have never liked it much. I
couldn’t stand queues in the shops, traffic jams, shopping spree and in
particular people aimed at buying,
buying everything: ornaments, trinkets, Christmas presents, food and many other
needless things which turn out to be indispensable during Christmas time.
I have spent my Christmas and New Year basking in the Egyptian sun for the last 3
years (except for last year). It was
what I liked. Winter makes me
terrified. I hate snow and low temperatures.
And I still have no idea why I have
spent so many years n Poland.
It’s Christmas Eve today. I spent this day at school
and in the afternoon I was chatting with my family because at 13 it was
Christmas Eve time in Poland. Despite my Christmas ignorance, I felt really sad
and homesick today because of the distance between me and my family.
Fortunately, I wasn’t to spend this evening alone. I was going to meet Bud and
drink some champagne on the terrace and
later to go out with Mike. Unexpectedly,
my new host family invited me for Christmas Eve supper. I am their only student
at home so I guess it wasn’t a problem for them. I made friends with the
grandmother and some other family members. I was told to sit in front of the
father of the family. Everybody was very polite to me and didn’t let my plate
be empty. They also entertained me with a friendly conversation. I was very
grateful for that because my Spanish is getting better and better. The family told me that my Spanish was really
good and it was the best present for me today.
The church orchestra |
What is Christmas Eve like in Guatemala? It is
different than in Poland. People decorate a Christmas tree but open their presents at midnight. There aren’t 12 dishes
and feasting till late at night. They eat traditional pepian and tamales and
ponche or turkey and pork. One can
notice that they don’t eat meatless
food.
The supper consisted of one dish of delicious pork (I
hate pork but so delicious was it that I asked for a second helping). It was
served with sauce, rice and a special salad (it was similar to a Polish
vegetable salad. There was black tortilla and bread. In Poland, people eat
either bread or potatoes and rice. Here, rice is served with meat and tortilla
in the company of bread.
There is also a traditional dessert (I think it has
been a traditional one for a few years). it tastes like an apple pie because it
consists of apples cut into cubes , plenty of cinnamon and marshmallows. Weird
but tasty. The host was very proud of himself after I had praised the dessert. It
turned out it had been his masterpiece.
Christmas procession |
The supper
didn’t take a lot of time then the family melted away. Everybody goes to
church, let off a lot of fireworks (as we do at New Year Eve) and young people go out with
friends. Unlike in Poland, they is a tradition of procession. The statues, constituting
of the Nativity, are taken for a stroll through the city. People
carry lanterns and parade with statues. They return to the church. In front of the church, the
crowd of masquerades dance to the sounds of marimba.
After supper, Mike, Bud and me went to the Central
Park where we were sitting on the pavement and sipping beer bought in the shop.
We were astonished by the way Central Park was illuminated.
Dancing in front of the church |
There weren’t many people in the city. Everybody was
in church or at home drinking traditional ponche with rum and ignoring the imminent attack of a hangover.
What about me? Although I am far away from my family
and friends, thanks to my new family, Bud and Mike, I didn’t feel so lonely and
homesick this evening.
I want to wish you Feliz Navidad!!!
Święta Bożego Narodzenia
Nigdy nie przywiązywałam specjalnie wagi do świąt. Nawet niespecjalnie je zawsze lubiłam. A już w szczególności nie mogłam znieść kolejek w sklepach, korków na ulicach i ogólnego szaleństwa ludzi skupionych głównie na kupowaniu. Kupowaniu wszystkiego: ozdób choinkowych, prezentów, jedzenia i wielu niepotrzebnych rzeczy, które w święta nagle okazują się konieczne.
Zwykle (a przynajmniej przez ostatnie 3 lata, z wyjątkiem zeszłego roku) spędzaliśmy święta, jak również Nowy Rok, wygrzewając się w cieple egipskiego słońca. To mi odpowiadało najbardziej. Zima mnie przeraża. Nie znoszę śniegu i minusowych temperatur. Właściwie to nie wiem, co ja jednak cały czas robię w Polsce?
Dziś była wigilia. Dzień spędziłam w szkole, a popołudnie na rozmowach z rodziną, bowiem po moich lekcjach o godzinie 13, w Polsce akurat panowała mniej więcej pora wigilijna. Mimo nieprzywiązywania wagi do świąt, dziś zrobiło mi się trochę smutno, bo wyjątkowo poczułam odległość, dzielącą mnie od najbliższych. Całe szczęście wiedziałam, że wieczoru nie spędzę sama. W planach miałam spotkanie z Bud’em i wypicie szampana na jego sympatycznym tarasie, a potem spotkanie wspólne z Mike’em. Nie spodziewałam się jednak, że rodzina, u której mieszkam teraz, zaprosi mnie na wspólną wigilijna kolację. Jestem jednak jedyna studentką w ich domu, a zatem nie stanowiło to dla nich problemu. Poznałam babcię i dalszą rodziną. Dostałam centralne miejsce przy stole naprzeciwko ojca rodziny i każdy dbał o to, by niczego mi nie zabrakło. Wszyscy starali się zabawiać mnie rozmową, za co jestem wdzięczna, bo mój hiszpański dzięki temu staje się coraz lepszy. A najlepszym prezentem dla mnie były dziś słowa rodziny, że mój hiszpański jest naprawdę dobry.
A jak wygląda wigilia w Gwatemali? Na pewno nie tak, jak u nas. Wprawdzie również ubierają i przystrajają pięknie choinkę, ale prezenty dają nie po kolacji wigilijnej, lecz o północy. Nie ma też dwunastu dań i całonocnego biesiadowania. Na kolację wigilijną, w zależności od rodziny i jej upodobań, spożywa się albo tradycyjny pepian i tamales oraz poncze, albo indyka, albo wieprzowinę. A do tego hektolitry coca-coli, która króluje na
wszystkich stołach, zarówno tych domowych, jak i restauracyjnych. A więc jak łatwo dostrzec, nie ma tak, jak u nas bezmięsnej wigilii.
Kolacja składała się z jednego dania, na które rodzina podała przepyszna wieprzowinę w sosie (ja ni znoszę wieprzowiny, ale ta była fantastyczna i musiałam poprosić o dokładkę) do tego ryż i specjalna sałatka, która przypomina polską sałatkę jarzynową. A do tego oczywiście tortilla, tyle że czarna i chleb. I właśnie to w Gwatemali wydaje mi się niesamowite. W Polsce z reguły je się albo chleb, albo ryż, albo ziemniaki. A tu ryż nakładają wraz z mięsem do tortilli i zagryzają to jeszcze chlebem.
Tradycyjny deser zaś (ale myślę, że tradycyjny od kilku, góra kilkunastu lat) smakiem przypomina jabłecznik, ponieważ zawiera pokrojone w kostkę jabłka i duże ilości cynamonu oraz….pokrojone pianki marshalla. Dziwny ten deser z pianki, ale smaczny. Pan domu dumny była, gdy wyznałam, że mi smakuje, bo okazało się, że to jego dzieło.
Kolacja jest raczej szybka, a potem rodzina się rozchodzi. Wszyscy idą do kościoła, puszczają masę fajerwerków, niczym u nas w Nowy Rok, młodzi wychodzą spotkać się ze znajomymi. Ciekawostką jest na pewno procesja. Figury, które tworzą wspólnie szopkę w kościele zabierane są na przechadzkę po mieście. Ludzie niosą lampiony i paradują po ulicach z figurami, a po obejściu miasta wracają ponownie do kościoła, przed którym tłum przebierańców tańcuje w najlepsze i zbiera pieniądze. Na co? Tego niestety się nie dowiedziałam.
Ja za to po kolacji wybrałam się z Bud’em i Mike’em do Central Parku, gdzie siedzieliśmy na brzegu chodnika i popijaliśmy piwo ze sklepu ;), obserwując oświetlony przepięknie Central Park.
Ludzi w mieście było jednak jak na lekarstwo. Wszyscy w kościołach lub w swoich domach. Ci drudzy z tradycyjnym poncze z rumem w rękach, by jutro móc leczyć równie tradycyjnego kaca.
A ja? Mimo że daleko od bliskich, to dziś wieczorem nie czułam się aż tak bardzo samotnie. Za co dziękuję mojej nowej rodzinie, która przygarnęła mnie na świąteczną kolację oraz Bud’owi i Mike’owi. A Wam wszystkim życzę jeszcze raz Feliz Navidad!
Zwykle (a przynajmniej przez ostatnie 3 lata, z wyjątkiem zeszłego roku) spędzaliśmy święta, jak również Nowy Rok, wygrzewając się w cieple egipskiego słońca. To mi odpowiadało najbardziej. Zima mnie przeraża. Nie znoszę śniegu i minusowych temperatur. Właściwie to nie wiem, co ja jednak cały czas robię w Polsce?
Dziś była wigilia. Dzień spędziłam w szkole, a popołudnie na rozmowach z rodziną, bowiem po moich lekcjach o godzinie 13, w Polsce akurat panowała mniej więcej pora wigilijna. Mimo nieprzywiązywania wagi do świąt, dziś zrobiło mi się trochę smutno, bo wyjątkowo poczułam odległość, dzielącą mnie od najbliższych. Całe szczęście wiedziałam, że wieczoru nie spędzę sama. W planach miałam spotkanie z Bud’em i wypicie szampana na jego sympatycznym tarasie, a potem spotkanie wspólne z Mike’em. Nie spodziewałam się jednak, że rodzina, u której mieszkam teraz, zaprosi mnie na wspólną wigilijna kolację. Jestem jednak jedyna studentką w ich domu, a zatem nie stanowiło to dla nich problemu. Poznałam babcię i dalszą rodziną. Dostałam centralne miejsce przy stole naprzeciwko ojca rodziny i każdy dbał o to, by niczego mi nie zabrakło. Wszyscy starali się zabawiać mnie rozmową, za co jestem wdzięczna, bo mój hiszpański dzięki temu staje się coraz lepszy. A najlepszym prezentem dla mnie były dziś słowa rodziny, że mój hiszpański jest naprawdę dobry.
Dodaj napis |
Tradycyjny deser zaś (ale myślę, że tradycyjny od kilku, góra kilkunastu lat) smakiem przypomina jabłecznik, ponieważ zawiera pokrojone w kostkę jabłka i duże ilości cynamonu oraz….pokrojone pianki marshalla. Dziwny ten deser z pianki, ale smaczny. Pan domu dumny była, gdy wyznałam, że mi smakuje, bo okazało się, że to jego dzieło.
Kolacja jest raczej szybka, a potem rodzina się rozchodzi. Wszyscy idą do kościoła, puszczają masę fajerwerków, niczym u nas w Nowy Rok, młodzi wychodzą spotkać się ze znajomymi. Ciekawostką jest na pewno procesja. Figury, które tworzą wspólnie szopkę w kościele zabierane są na przechadzkę po mieście. Ludzie niosą lampiony i paradują po ulicach z figurami, a po obejściu miasta wracają ponownie do kościoła, przed którym tłum przebierańców tańcuje w najlepsze i zbiera pieniądze. Na co? Tego niestety się nie dowiedziałam.
A ja? Mimo że daleko od bliskich, to dziś wieczorem nie czułam się aż tak bardzo samotnie. Za co dziękuję mojej nowej rodzinie, która przygarnęła mnie na świąteczną kolację oraz Bud’owi i Mike’owi. A Wam wszystkim życzę jeszcze raz Feliz Navidad!