środa, 2 stycznia 2013

Antigua - sightseeing
Antigua - Zapraszam na zwiedzanie



Antigua – let’s explore the city.


On New Year Day, late in the morning I decided to explore the city. Well, I have been staying here for a few weeks and I have visited quite many places so far but this time I wanted to familiarize myself to Antigua deeply.   
Cerra de la Cruz
After jogging, when the city was falling asleep after New Year’s Eve madness, I went sightseeing in the company of my Lonely Planet guide book.  I decided to follow the route advised by the author of the book. It starts on the hill of Cerro de la Cruz where I have been many times. Despite this fact, I climbed up the hill because there is a spectacular view over the city. Not only is this place popular among the tourists but also among Guatemalocos who visit the hill on non-working days and barbecue. Several dozen of steps lead to the hill so going there is a pleasant physical exercise. For those who are lazy there is a tempting alternative. For pennies, they can go there by tuk-tuk that is a small local taxi. The hill and the route leading there are patrolled by the police because this place is claimed to be dangerous (at least it used to be). Since the police officers started  supervising this sight, the instances of mugging have been rarely reported.  

Going down the hill, I went past the tiny charming square with an inactive fountain. Then, I saw the ruins of  Iglesia de la Candelaria. There are plenty of magnificent and stunning ruins, the remains of strong volcanic eruptions which hit Guatemala.

Following the tips from my guide book, I reached a small temple called Templo de Santa Rosa de Lima. But for it, I would never had found this church (frankly speaking, finding this place caused me a lot of problems as I am not good at reading maps).  The tiny church is hidden in a side street far from the hustle and bustle of the city. However, it is a private property so I could admire it only from a distance as the temple is situated on the fenced area.
Templo de Santa Rosa

Las Capuchinas was my next tourist sight. It is an old monastery which was completely destroyed by the earthquake in 1773. Unfortunately, it was closed and I couldn’t go inside. Well, 1st January is not a perfect day for sightseeing. I also went past Iglesia El Carmen church and Convento de Santa Teresa convent which used to be a penitentiary for male prisoners.
Las Capuchinas
 Finally, I reached the place I had been going  past many times a day within last few weeks. It is a church called Iglesia de Nuestra Senora de la Merced (what a long name!). It has a yellow facade decorated with white decors. Not only had I been going past this building many times on my way to school and back to home but also I took plenty of snapshots here during holidays and the country fair and I tried Guatemalan goody. 
La Merced
What’s more, I had no idea that there are ruins of an old monastery with the biggest fountain in Latin America. It is 27 m high and you can see it for 5Q (2 zł!). The place is stunning and the fountain itself is impressive. It is decorated with lilies which are significant for Maya people as they are a symbol of power. From the upper floor of the monastery I could admire the spectacular view over the green space and roofs. It was worth coming here.    
Palacio del Ayunamiento

Parque Central was my next stop. It is a central point of every town and city in Latin America. I am going there along Calle del Arco which is a well-known street for me as I have been here many times. It is usually full of tourists, local people strolling with families and fruit and Mayan handicrafts merchants. This is a street where all parades take place and where many unforgettable events were held during Christmas and New Year’s Eve. I went under the arc on which the inscription of New Year 2013 was still illuminating. At last, I came to Parque Central. It is a good place for observing people: merchants, shoe cleaners and children trying to sell some weird items. In the centre of the square there is a fountain surrounded by many trees and benches. It is a crowded place framed with long buildings. One of them is Palacio del Ayuntamiento dated 18 century which is a town hall. Right next to it, there is Catedral de Santiago
 I didn’t enter it because there was a mass in progress, besides I preferred to focus on taking photos of people wandering in the park. At the back of the cathedral there are ruins which I decided to see (admission fee: 3Q that is 1,3zł). When you look up, you could admire the cerulean of the sky with white clouds floating. And it would have been great here.... but for the crowd of people. Again, I realised that I had chosen a wrong day.
Catedral de Santiago

I left this place and I headed towards Tangue de la Union – the square with palm trees and a building which I couldn’t see because it was under construction. The information from the guide book had to be sufficient for me this time. I could also cast a glance over a city laundrette which is still used by some women. The laundrette consists of concrete ‘basins’ (in my opinion, it is hard to call this thing a basin). Inside of each basin the ribs are craved. They are supposed to be used as a washboard. Today, there wasn’t anybody doing the washing in the laudrette. I must admit I admire the people who come here to wash their clothes. I wouldn’t use  this water  (it’s yellow and stinky) to flush the toilet. Well, every country has its own customs. At the end of my sightseeing tour, I saw another church and drank a cup of coffee because after 4 hours’ walking I felt quite tired.  
Loundry

So, I explored Antigua at the end of my stay here. Well, better late than never!

On that day I also met many groups of people dressed in fineries who were playing the wooden instruments and visiting houses so that to collect money. It is a New Year tradition in Guatemala practised on the 1st of January and I would compare it to Polish carol singers. the representatives of various churches parade with the statues of Virgin Mary and collect money for events related to Easter. There were plenty of such groups in the city. 
A boy in a gold hat

Unexpectedly, I bumped into a Polish family who are also studying in my school. It was a very short meeting. Usually, when I’m in Europe, I tend to avoid my fellow countrymen but here in Latin America it is nice to chat in Polish. I assume the family was of different opinion. They were conceited and snooty. 
Icewoman
Quite surprising for me but maybe it shouldn’t be as it is said ‘There are people and People’.




W noworoczne przedpołudnie 1 stycznia postanowiłam w końcu zapoznać się, co nieco z miastem. To znaczy zapoznaję się z nim już niemal od miesiąca, ale że wyjeżdżam już stąd w niedzielę, to postanowiłam na zakończenie pogłębić tę znajomość. 
Cerra de la Cruz
Po porannym joggingu, gdy miasto właśnie kładło się do snu, po całonocnej sylwestrowej balandze, z przewodnikiem Lonely Planet w łapie, wybrałam się na zwiedzanie. Postanowiłam krok w krok podążyć trasą, wytyczoną przez autora przewodnika. Zaczyna się ona wprawdzie tam, gdzie byłam już kilkanaście razy, czyli na wzgórzu Cerro de la Cruz, z którego rozciąga się przepiękny widok na miasto, ale nie przeszkodziło mi to w ponownym się tam wdrapaniu. 
To miejsce lubią nie tylko turyści, ale również Guatemalcos, którzy w wolne od pracy dni, a czasem i popołudnia zbierają się tu licznie i piknikują. Na wzgórze prowadzi kilkadziesiąt albo i więcej schodów, i muszę przyznać, że jest to całkiem niezłe ćwiczenie. Ci, bardziej leniwi mogą jednak wjechać na górę za grosze tuk-tukiem, czyli miejscową małą taksóweczką. Wzgórze i droga na nie jest cały czas patrolowana przez policję, ze względu na to, że jest to ponoć miejsce (a przynajmniej było) dość częstych napadów rabunkowych. Odkąd jednak stacjonują tam mundurowi, aż tak wielu historii o napadach nie słyszy się.
"Parczek"

W drodze ze wzgórza, minęłam malutki, ale niezwykle urokliwy skwerek z fontanną, wprawdzie nieczynną, ale miejsce i tak jest bardzo sympatyczne, a chwilę potem po prawej stronie objawiły mi się ruiny Iglesia de la Candelaria. W ogóle w Antigule jest masa ruin, majestatycznych i pięknych - to pozostałości po silnych trzęsieniach ziemi, które nawiedziły Gwatemalę. 
Templo de Santa Rosa de Lima

Podążając za wskazówkami przewodnika, choć nie ukrywam, że miałam sporo problemów z odszyfrowywaniem kierunków i w odnajdywaniu się na mapie, co nie jest moją najmocniejszą stroną, dotarłam do małej świątyni, zwanej Templo de Santa Rosa de Lima, której w życiu bym nie znalazła, gdyby nie przewodnik. Kościółek ukryty jest w bocznej uliczce, z dala od ludzkiego wzroku i w dodatku jeszcze na terenie prywatnej posiadłości, więc mogłam tylko popodziwiać zza muru. 
Las Capuchinas

Następny na mojej trasie był klasztor Las Capuchinas, który w roku 1773 został całkowicie zniszczony przez trzęsienie ziemi. Niestety dziś był zamknięty i nie mogłam zajrzeć do środka. No cóż, taki dzień na zwiedzanie sobie wybrałam. Dalej minęłam kolejny kościół Iglesia El Carmen i klasztor Convento de Santa Teresa, który do niedawna jeszcze służył, jako męskie więzienie. W końcu dotarłam do miejsca, obok którego przechodziłam przez ostatnie tygodnie kilka razy dziennie. 
Ruiny Iglesia de la Merce
To piękny, o żółtej fasadzie, dekorowany białymi zdobieniami kościół Iglesia de Nuestra Senora de la Merced (strasznie długaśna nazwa!). Mało, że mijałam go setki razy w drodze do szkoły i do domu, ale i przy nim robiłam zdjęcia podczas świąt i jarmarku, to tu niejednokrotnie próbowałam smakołyków gwatemalskich, a nie miałam pojęcia, że przy kościele znajdują się ruiny dawnego klasztoru z największą w Ameryce Łacińskiej fontanną, liczącą 27 metrów (wstęp 5Q, czyli jakieś 2 zł!). 
Największa fontanna
Przepiękne miejsce, a fontanna naprawdę robi wrażenie. Zdobiona jest liliami, które mają specjalne znaczenie dla Majów, bowiem w ich tradycji są symbolem siły. Z górnego piętra klasztoru rozciągnął się przede mną piękny widok na zielone przestrzenie, no i na mniej już piękne dachy domów. Warto było odwiedzić to miejsce.

Kolejny na mej trasie był centralny punkt każdego miasta w Ameryce Łacińskiej, czyli Parque Central. Podążyłam do niego świetnie już znaną Calle del Arco, którą przemierzyłam niejednokrotnie wzdłuż, i która zwykle jest pełna turystów, miejscowych spacerujących z rodzinami oraz licznych handlarzy owoców i rękodzieł majańskich. Jest też ulicą, na której odbywają się liczne parady, i która w noc sylwestrową oraz w dni świąteczne była miejscem wielu niezapomnianych eventów. Przeszłam pod żółtym łukiem, na którym jeszcze wczoraj płonął napis rok 2012. 
Palacio del Ayunamiento
Znalazłam się w końcu w Parque Central, który daje świetne warunki do obserwacji ludzi: handlarzy obnośnych, czyścicieli butów, dzieciaków, próbujących sprzedać różne wynalazki. Stojąca na środku fontanna, wraz z otaczającymi ją licznymi drzewami i ławkami, zaludnionymi przez tłumy, otoczona jest ze wszystkich czterech stron, długimi budynkami. Jednym z nich jest, pochodzący z XVIII wieku Palacio del Ayuntamiento, czyli mówiąc prosto ratusz, a zaraz obok znajduje się Catedral de Santiago, do której już nie wchodziłam, bo trwało akurat jakieś nabożeństwo, a poza tym wolałam się skupić na fotografowaniu, kręcących się po centralnej części parku, ludzi. 
Catedral de Santiago od strony Pargue Central
Za to od tyłu katedry zajrzałam, do przynależących do niej ruin (bilet: 3 Q, czyli około 1,3 zł). Patrząc w górę, można było z ich wnętrza podziwiać błękit nieba, upstrzony licznymi białymi chmurami. I byłoby pięknie, gdyby nie tłumy zwiedzających. Po raz kolejny powtórzę: Taki dzień sobie wybrałam!
Catedral del Santiago od wewnątrz

Stamtąd udałam się już w ostatnie miejsce Tangue de la Union– plac z palmami i z czymś, co nie było mi jednak dane zobaczyć, bowiem było w remoncie. Poczytałam za to o tym w przewodniku i musiało mi tyle wystarczyć. Oprócz wierzchołków palm, mogłam chociaż rzucić okiem na miejską pralnię, z której jeszcze dziś korzystają niektóre kobiety. Pralnia składa się z betonowych „umywalek”, (choć ciężko to tak naprawdę nazwać umywalką), w której wyrzeźbione są żebra, mające służyć, jako tarka. 
Miejska pralnia
Dziś żadnej pani piorącej nie było, ale muszę przyznać, że jestem pełna podziwu dla tych, które faktycznie przychodzą tu robić pranie. Wody, która tu ma służyć do czyszczenia ubrań (żółta i syfiasta) do spuszczenia wody w kiblu bym nie ułożyła, ale cóż: co kraj, to obyczaj. Na ostatek został rzut oka na kolejny kościół i przystanek na kawę, bo po 4 godzinach łażenia, ogarnęło mnie zmęczenie.

Przy końcu mego pobytu w Antigule wreszcie poznałam ją dokładnie, ale lepiej późno niż wcale.
Chłopiec w złotym kapeluszu w Pargue Central

Tego dnia na swej drodze napotkałam też liczne grupy, ubranych w odświętne stroje ludzi, którzy grając na drewnianych instrumentach, przemieszczali się od domu do domu i zbierali pieniądze. Jak się okazało jest to noworoczny zwyczaj, przeznaczony na 1 stycznia. Taka trochę nasza kolęda. Przedstawiciele różnych kościołów, wędrują z figurkami dzieci Marii Dziewicy i zbierają pieniądze na
imprezy towarzyszące Świętom Wielkiej Nocy. 
Sprzedawczyli lodów w Parque Central
Tych grup, kroczących po mieście w rytm drewnianych instrumentów było mnóstwo. 
Miałam też przypadkowe spotkanie z rodziną Polaków, o których wspominałam, że studiują w tej samej, co ja szkole. Było ono chwilowe. Ja też z reguły nie przyznaję się do „swoich”, gdy krążę po europejskich krajach, ale w Ameryce Łacińskiej, gdzie tak niewielu Polaków się spotyka, fajnie pogadać w ojczystym języku. Rodzinka jednak jest chyba odmiennego zdania. Strasznie nadęci i niechętni nawet na rozmowę. Dziwne to dla mnie, no ale jak to się mówi: „Są ludzie i Ludzie”, czy jakoś tak.