Antigua – let’s explore the
city.
On New Year Day,
late in the morning I decided to explore the city. Well, I have been staying
here for a few weeks and I have visited quite many places so far but this time
I wanted to familiarize myself to Antigua deeply.
Cerra de la Cruz |
After jogging, when the city was falling
asleep after New Year’s Eve madness, I went sightseeing in the company of my
Lonely Planet guide book. I decided to
follow the route advised by the author of the book. It starts on the hill of Cerro de la Cruz where I have been many
times. Despite this fact, I climbed up the hill because there is a spectacular
view over the city. Not only is this place popular among the tourists but also
among Guatemalocos who visit the hill
on non-working days and barbecue. Several dozen of steps lead to the hill so
going there is a pleasant physical exercise. For those who are lazy there is a
tempting alternative. For pennies, they can go there by tuk-tuk that is a small local taxi. The hill and the route leading
there are patrolled by the police because this place is claimed to be dangerous
(at least it used to be). Since the police officers started supervising this sight, the instances of
mugging have been rarely reported.
Going down the
hill, I went past the tiny charming square with an inactive fountain. Then, I
saw the ruins of Iglesia de la Candelaria. There are plenty of magnificent and
stunning ruins, the remains of strong volcanic eruptions which hit Guatemala.
Following the
tips from my guide book, I reached a small temple called Templo de Santa Rosa de Lima. But for it, I would never had found
this church (frankly speaking, finding this place caused me a lot of problems
as I am not good at reading maps). The
tiny church is hidden in a side street far from the hustle and bustle of the
city. However, it is a private property so I could admire it only from a
distance as the temple is situated on the fenced area.
Templo de Santa Rosa |
Las Capuchinas was my next tourist sight. It is an old monastery
which was completely destroyed by the earthquake in 1773. Unfortunately, it was
closed and I couldn’t go inside. Well, 1st January is not a perfect day for
sightseeing. I also went past Iglesia El Carmen church and Convento
de Santa Teresa convent which used to be a penitentiary for male
prisoners.
Las Capuchinas |
Finally, I reached the place I had been going past many times a day within last few weeks.
It is a church called Iglesia de Nuestra
Senora de la Merced (what a long name!). It has a yellow facade decorated
with white decors. Not only had I been going past this building many times on
my way to school and back to home but also I took plenty of snapshots here
during holidays and the country fair and I tried Guatemalan goody.
La Merced |
What’s more,
I had no idea that there are ruins of an old monastery with the biggest
fountain in Latin America. It is 27 m high and you can see it for 5Q (2 zł!). The
place is stunning and the fountain itself is impressive. It is decorated with
lilies which are significant for Maya people as they are a symbol of power.
From the upper floor of the monastery I could admire the spectacular view over
the green space and roofs. It was worth coming here.
Palacio del Ayunamiento |
Parque Central was my next stop. It is a central point of every town
and city in Latin America. I am going there along Calle del Arco which is a well-known street for me as I have been
here many times. It is usually full of tourists, local people strolling with
families and fruit and Mayan handicrafts merchants. This is a street where all
parades take place and where many unforgettable events were held during
Christmas and New Year’s Eve. I went under the arc on which the inscription of
New Year 2013 was still illuminating. At last, I came to Parque Central. It is a good place for observing people: merchants,
shoe cleaners and children trying to sell some weird items. In the centre of
the square there is a fountain surrounded by many trees and benches. It is a
crowded place framed with long buildings. One of them is Palacio del Ayuntamiento dated 18 century which is a town hall.
Right next to it, there is Catedral de
Santiago.
I didn’t enter it because there was a mass in progress, besides I
preferred to focus on taking photos of people wandering in the park. At the
back of the cathedral there are ruins which I decided to see (admission fee: 3Q
that is 1,3zł). When you look up, you could admire the cerulean of the sky with
white clouds floating. And it would have been great here.... but for the crowd
of people. Again, I realised that I had chosen a wrong day.
Catedral de Santiago |
I left this
place and I headed towards Tangue de la
Union – the square with palm trees and a building which I couldn’t see
because it was under construction. The information from the guide book had to
be sufficient for me this time. I could also cast a glance over a city
laundrette which is still used by some women. The laundrette consists of concrete
‘basins’ (in my opinion, it is hard to call this thing a basin). Inside of each
basin the ribs are craved. They are supposed to be used as a washboard. Today,
there wasn’t anybody doing the washing in the laudrette. I must admit I admire
the people who come here to wash their clothes. I wouldn’t use this water
(it’s yellow and stinky) to flush the toilet. Well, every country has
its own customs. At the end of my sightseeing tour, I saw another church and
drank a cup of coffee because after 4 hours’ walking I felt quite tired.
Loundry |
So, I explored
Antigua at the end of my stay here. Well, better late than never!
On that day I
also met many groups of people dressed in fineries who were playing the wooden
instruments and visiting houses so that to collect money. It is a New Year
tradition in Guatemala practised on the 1st of January and I would
compare it to Polish carol singers. the representatives of various churches
parade with the statues of Virgin Mary and collect money for events related to
Easter. There were plenty of such groups in the city.
A boy in a gold hat |
Unexpectedly, I
bumped into a Polish family who are also studying in my school. It was a very
short meeting. Usually, when I’m in Europe, I tend to avoid my fellow
countrymen but here in Latin America it is nice to chat in Polish. I assume the
family was of different opinion. They were conceited and snooty.
Icewoman |
Quite surprising
for me but maybe it shouldn’t be as it is said ‘There are people and People’.
W noworoczne przedpołudnie 1 stycznia postanowiłam w
końcu zapoznać się, co nieco z miastem. To znaczy zapoznaję się z nim już
niemal od miesiąca, ale że wyjeżdżam już stąd w niedzielę, to postanowiłam na
zakończenie pogłębić tę znajomość.
Cerra de la Cruz |
Po porannym joggingu, gdy miasto właśnie
kładło się do snu, po całonocnej sylwestrowej balandze, z przewodnikiem Lonely
Planet w łapie, wybrałam się na zwiedzanie. Postanowiłam krok w krok podążyć trasą,
wytyczoną przez autora przewodnika. Zaczyna się ona wprawdzie tam, gdzie byłam
już kilkanaście razy, czyli na wzgórzu Cerro
de la Cruz, z którego rozciąga się przepiękny widok na miasto, ale nie
przeszkodziło mi to w ponownym się tam wdrapaniu.
To miejsce lubią nie tylko
turyści, ale również Guatemalcos, którzy
w wolne od pracy dni, a czasem i popołudnia zbierają się tu licznie i piknikują.
Na wzgórze prowadzi kilkadziesiąt albo i więcej schodów, i muszę przyznać, że
jest to całkiem niezłe ćwiczenie. Ci, bardziej leniwi mogą jednak wjechać na
górę za grosze tuk-tukiem, czyli
miejscową małą taksóweczką. Wzgórze i droga na nie jest cały czas patrolowana
przez policję, ze względu na to, że jest to ponoć miejsce (a przynajmniej było)
dość częstych napadów rabunkowych. Odkąd jednak stacjonują tam mundurowi, aż
tak wielu historii o napadach nie słyszy się.
"Parczek" |
W drodze ze wzgórza, minęłam malutki, ale niezwykle
urokliwy skwerek z fontanną, wprawdzie nieczynną, ale miejsce i tak jest bardzo
sympatyczne, a chwilę potem po prawej stronie objawiły mi się ruiny Iglesia de la Candelaria. W ogóle w
Antigule jest masa ruin, majestatycznych i pięknych - to pozostałości po
silnych trzęsieniach ziemi, które nawiedziły Gwatemalę.
Templo de Santa Rosa de Lima |
Podążając za wskazówkami przewodnika, choć nie
ukrywam, że miałam sporo problemów z odszyfrowywaniem kierunków i w
odnajdywaniu się na mapie, co nie jest moją najmocniejszą stroną, dotarłam do
małej świątyni, zwanej Templo de Santa
Rosa de Lima, której w życiu bym nie znalazła, gdyby nie przewodnik.
Kościółek ukryty jest w bocznej uliczce, z dala od ludzkiego wzroku i w dodatku
jeszcze na terenie prywatnej posiadłości, więc mogłam tylko popodziwiać zza
muru.
Las Capuchinas |
Następny na mojej trasie był klasztor Las Capuchinas, który w roku 1773 został
całkowicie zniszczony przez trzęsienie ziemi. Niestety dziś był zamknięty i nie
mogłam zajrzeć do środka. No cóż, taki dzień na zwiedzanie sobie wybrałam.
Dalej minęłam kolejny kościół Iglesia El Carmen i klasztor Convento
de Santa Teresa, który do niedawna jeszcze służył, jako męskie więzienie.
W końcu dotarłam do miejsca, obok którego przechodziłam przez ostatnie tygodnie
kilka razy dziennie.
Ruiny Iglesia de la Merce |
To piękny, o żółtej fasadzie, dekorowany białymi
zdobieniami kościół Iglesia de Nuestra
Senora de la Merced (strasznie długaśna nazwa!). Mało, że mijałam go setki
razy w drodze do szkoły i do domu, ale i przy nim robiłam zdjęcia podczas świąt
i jarmarku, to tu niejednokrotnie próbowałam smakołyków gwatemalskich, a nie
miałam pojęcia, że przy kościele znajdują się ruiny dawnego klasztoru z
największą w Ameryce Łacińskiej fontanną, liczącą 27 metrów (wstęp 5Q, czyli
jakieś 2 zł!).
Największa fontanna |
Przepiękne miejsce, a fontanna naprawdę robi wrażenie. Zdobiona
jest liliami, które mają specjalne znaczenie dla Majów, bowiem w ich tradycji
są symbolem siły. Z górnego piętra klasztoru rozciągnął się przede mną piękny
widok na zielone przestrzenie, no i na mniej już piękne dachy domów. Warto było
odwiedzić to miejsce.
Kolejny na mej trasie był centralny punkt każdego
miasta w Ameryce Łacińskiej, czyli Parque Central. Podążyłam do niego świetnie
już znaną Calle del Arco, którą
przemierzyłam niejednokrotnie wzdłuż, i która zwykle jest pełna turystów,
miejscowych spacerujących z rodzinami oraz licznych handlarzy owoców i
rękodzieł majańskich. Jest też ulicą, na której odbywają się liczne parady, i
która w noc sylwestrową oraz w dni świąteczne była miejscem wielu
niezapomnianych eventów. Przeszłam pod żółtym łukiem, na którym jeszcze wczoraj
płonął napis rok 2012.
Palacio del Ayunamiento |
Znalazłam się w końcu w Parque Central, który daje świetne warunki do obserwacji ludzi:
handlarzy obnośnych, czyścicieli butów, dzieciaków, próbujących sprzedać różne
wynalazki. Stojąca na środku fontanna, wraz z otaczającymi ją licznymi drzewami
i ławkami, zaludnionymi przez tłumy, otoczona jest ze wszystkich czterech
stron, długimi budynkami. Jednym z nich jest, pochodzący z XVIII wieku Palacio del Ayuntamiento, czyli mówiąc
prosto ratusz, a zaraz obok znajduje się Catedral
de Santiago, do której już nie wchodziłam, bo trwało akurat jakieś
nabożeństwo, a poza tym wolałam się skupić na fotografowaniu, kręcących się po
centralnej części parku, ludzi.
Catedral de Santiago od strony Pargue Central |
Za to od tyłu katedry zajrzałam, do
przynależących do niej ruin (bilet: 3 Q, czyli około 1,3 zł). Patrząc w górę,
można było z ich wnętrza podziwiać błękit nieba, upstrzony licznymi białymi
chmurami. I byłoby pięknie, gdyby nie tłumy zwiedzających. Po raz kolejny
powtórzę: Taki dzień sobie wybrałam!
Catedral del Santiago od wewnątrz |
Stamtąd udałam się już w ostatnie miejsce Tangue de la Union– plac z palmami i z
czymś, co nie było mi jednak dane zobaczyć, bowiem było w remoncie. Poczytałam
za to o tym w przewodniku i musiało mi tyle wystarczyć. Oprócz wierzchołków
palm, mogłam chociaż rzucić okiem na miejską pralnię, z której jeszcze dziś
korzystają niektóre kobiety. Pralnia składa się z betonowych „umywalek”, (choć
ciężko to tak naprawdę nazwać umywalką), w której wyrzeźbione są żebra, mające służyć,
jako tarka.
Miejska pralnia |
Dziś żadnej pani piorącej nie było, ale muszę przyznać, że jestem
pełna podziwu dla tych, które faktycznie przychodzą tu robić pranie. Wody,
która tu ma służyć do czyszczenia ubrań (żółta i syfiasta) do spuszczenia wody
w kiblu bym nie ułożyła, ale cóż: co kraj, to obyczaj. Na ostatek został rzut
oka na kolejny kościół i przystanek na kawę, bo po 4 godzinach łażenia,
ogarnęło mnie zmęczenie.
Przy końcu mego pobytu w Antigule wreszcie poznałam ją
dokładnie, ale lepiej późno niż wcale.
Chłopiec w złotym kapeluszu w Pargue Central |
Tego dnia na swej drodze napotkałam też liczne
grupy, ubranych w odświętne stroje ludzi, którzy grając na drewnianych
instrumentach, przemieszczali się od domu do domu i zbierali pieniądze. Jak się
okazało jest to noworoczny zwyczaj, przeznaczony na 1 stycznia. Taka trochę nasza
kolęda. Przedstawiciele różnych kościołów, wędrują z figurkami dzieci Marii
Dziewicy i zbierają pieniądze na
imprezy towarzyszące Świętom Wielkiej Nocy.
Sprzedawczyli lodów w Parque Central |
Tych grup, kroczących po mieście w rytm drewnianych instrumentów było mnóstwo.
Miałam też przypadkowe spotkanie z rodziną Polaków,
o których wspominałam, że studiują w tej samej, co ja szkole. Było ono
chwilowe. Ja też z reguły nie przyznaję się do „swoich”, gdy krążę po
europejskich krajach, ale w Ameryce Łacińskiej, gdzie tak niewielu Polaków się
spotyka, fajnie pogadać w ojczystym języku. Rodzinka jednak jest chyba
odmiennego zdania. Strasznie nadęci i niechętni nawet na rozmowę. Dziwne to dla
mnie, no ale jak to się mówi: „Są ludzie i Ludzie”, czy jakoś tak.