Translation in progress
Wyciągnięte w górę
ręce, trzymające aparaty fotograficzne, siedzące „na barana” dorosłe osoby albo
dzieci, które i tak nic nie rozumieją, za to wszystko zasłaniają, wrzeszczący ci
nad uchem gość, któremu słoń nadepnął na ucho, tony śmieci walające się po
ziemi, panienka trzymająca w dłoni papierosa w odległości zaledwie kilka
milimetrów od twojej najlepszej bluzki, grupka nieprzestrzegająca zakazu
palenia w pomieszczeniach i dmuchająca ci niemal prosto w nos. Nie wiem czy ciebie
też to denerwuje, gdy wybierasz się na festiwal lub koncert ulubionej kapeli, ale
mnie tak.
Dlaczego ja o koncertach,
skoro to blog podróżniczy?
Moja festiwalowo-japońska ekipa |
Uczestnicząc w
ważnym wydarzeniu, jakim był dla mnie zeszłotygodniowy koncert ukochanej kapeli
System of a Down, obudziły się we mnie wspomnienia. Stałam w odległości kilku
metrów od sceny i kompletnie nie widziałam, co się na niej dzieje. Oczywiście
wszyscy byli wyżsi ode mnie, a najwyżsi zawsze ustawiali się przede mną, gdy
tylko znalazłam w miarę dogodne miejsce, by nadwyrężając swoje palce i łydki,
coś dojrzeć. W dodatku na takich koncertach pojawia się niebywale duża grupa
operatorów filmowych, która z ogromnym zacięciem nagrywa cały koncert,
trzymając aparat w górze. Później i tak z tego kręcenia nic nie wychodzi, bo z
reguły nagrywając scenę, podskakują w rytm muzyki, ale krwi innym napsują i
uniemożliwią spokojne obejrzenie show.
Słuchałam więc
muzyki, choć uważam że posłuchać mogę sobie w domu. Słuchałam i cały czas
powtarzałam sobie w myślach: jak ja bym chciała, żeby koncerty i festiwale
wyglądały tak jak w Japonii. A jak wyglądają? To dość długa opowieść i
niezapomniane przeżycie.
W takim japońskim
festiwalu miałam cudowną możliwość wzięcia udziału. Fuji Rock Festiwal w
Japonii w Naeba Ski Resort, w prefekturze Niigata odbywa się od szesnastu lat i
jest największym japońskim festiwalem, na który rokrocznie przybywają setki
tysięcy osób. W sumie nic dziwnego, że jest największym, bo pewnie jest jedynym
J. Pod kątem
muzycznym festiwal ten niewiele różni się od tych europejskich. Przyjeżdżają na
niego gwiazdy z całego świata, nie brakuje też rodzimych grup. Na tym jednak
podobieństwa się kończą.
A skąd ta Japonia i
festiwal? To kolejna długa historia J W skrócie jednak brzmi ona tak: Po ciężkiej
dwutygodniowej pracy nad stylizacjami udało mi się wygrać wyjazd na Fuji Rock
Festival w konkursie „Zostań gwiazdą rocka”, organizowanym przez FujiFilm Polska.
I muszę przyznać, że to najlepsza nagroda w historii. FujiFilm będę wdzięczna
chyba do końca życia, za niezapomniane przeżycia. I nie myślcie teraz proszę: „Ale
miała fuksa!”. Uwierzcie, ze to były dwa tygodnie ciężkiej harówki. Ale
wracając do obserwacji festiwalowych.
10 PRZYKAZAŃ JAPOŃSKIEGO FESTIWALU
Po pierwsze: korzystaj z uroków otoczenia swego
Teren festiwalowy
jest ogromny, ale jednocześnie niebywale piękny. Ulokowany na niesamowitych
terenach. Każdego dnia z przyjemnością przemierzałam wiele
kilometrów, dzielących jedną scenę od drugiej.
Centrum zabaw dla dzieci |
Co krok natrafiałam
na liczne atrakcje, a to karuzelę i niezwykle kolorową strefę dla dzieci, a to
teatrzyk lalkowy, a to ulokowane w najdziwniejszych miejscach ozdoby i dekoracje,
które w nocy nabierały szczególnego znaczenia – nie tylko zdobiły, ale i
oświetlały drogę spacerowiczom.
Zdobienia scen |
Jeździłam Dragondolą, która jest najdłuższą
gondolą na świecie. Podziwiałam miasteczko festiwalowe z samego szczytu, na
którym już od najwcześniejszych godzin porannych tańczyłam do muzyki granej na
żywo. Schładzałam się w rzeczce przepływającej obok strefy gastronomicznej, jadłam
sushi na śniadanie, piłam piwo o smaku mango i genialnie się bawiłam,
korzystając z atrakcji oferowanych przez organizatorów.
Każda scena była w innym klimacie i stylu |
Po drugie: ozdób miejsce biwakowe swoje
Z Tokyo ruszyliśmy
wcześnie rano jeszcze na dzień przed rozpoczęciem festiwalu. Łudziliśmy się, że
dzięki temu znajdziemy dobre miejsce na rozbicie namiotu. Tak myśleli jednak
wszyscy. Został nam do zagospodarowania jedynie lekki spad.
Widok na niewielki tylko skrawek pola namiotowego |
Japończycy mają
niezwykły i bardzo fajny zwyczaj przystrajania swoich rezydencji. Nazwanie
miejsca ich biwakowania zwykłym namiotem, byłoby obelgą.
Zabierają ze sobą
chyba cały sprzęt domowy i tworzą siedliska, które przyozdabiają balonami,
dmuchanymi zabawkami, różnego rodzaju pacynkami. Stwarzają bardziej domową i
przyjazną atmosferę. Aż zrobiło nam się głupio, gdy rozstawiliśmy nasze
szaro-buro-zielone namioty bez ani jednej laleczki czy wiatraczka J
Po trzecie: Szanuj ciszę bliźniego swego
Na polu namiotowym
było niezwykle kolorowe. Było też cicho i spokojnie. Tu nikt nie hałasował w
nocy, przewalając się po namiotach jak to ma często miejsce w Polsce. Zabawa
powinna bowiem trwać tam, gdzie jest jej miejsce, na polu namiotowym jest zaś strefa
do spania i wypoczynku. Łamanie tych zasad nie było mile widziane i zwykle było
respektowane nawet przez obcokrajowców. Raz, gdy trochę głośniej rozmawialiśmy
przy namiotach, zostaliśmy grzecznie upomnieni. I super, bo przynajmniej można
było się wyspać. Pamiętam jak pojechałam na festiwal do Cieszanowa. Przez całą
noc grupa chłopaków darła się w niebogłosy „Pora wstawać, jest piąta”. Darli
się tak przez kilka godzin. Niewiele wówczas spałam. I nie mówcie mi proszę, że
nie po to się jedzie na festiwal, żeby spać. Wiem, ale czasem byłoby to
wskazane.
Po czwarte: szanuj płeć piękną
Ciekawostką jest,
iż w Japonii wprowadza się programowo, ze względu na poczucie bezpieczeństwa
kobiet, specjalne podziały – wydziela się miejsca przeznaczone tylko dla nich.
Panie miały możliwość rozbicia namiotu w specjalnie dla nich przygotowanej
strefie. W niej miały pewność, iż nie będą niepokojone przez osobników płci przeciwnej.
Po piąte: ufaj bliźniemu swemu
Ochrona festiwalu
to ludzie życzliwi i pomocni. Nikt nie sprawdzał czy aby na pewno odpowiednio
zacisnęło się opaskę festiwalową tak, by nie móc jej zdjąć i przekazać innej
osobie. Tu się takich rzeczy po prostu nie robi. Wchodzących osób nie przeszukuje
się od stóp do głów. Nie wywraca się do góry dnem plecaków i torebek. Nie
pozbawia się prowiantu. Można wnosić, co się chce, byleby nie były to szklane
butelki, co i tak jest sprawdzane właściwie tylko na słowo honoru. Gdy
wchodziłam z wypchanym plecakiem, w którym zmieściłabym kilkanaście szklanych
butli, Pan spytał mnie tylko czy nie ma niczego szklanego. Nie miałam. Bez
sprawdzania wpuścił do środka. Tu się ufa ludziom.
Szok przeżywałam
chyba co krok. Największy, gdy przechadzając się po polu namiotowym, widziałam
pozostawione bez opieki iPhony, laptopy, telefony, tablety itd. W namiotach i
obok – ani żywego ducha. Nikt nie chował swoich rzeczy, bo też nikt w Japonii nie
kradnie. Ja jednak ze swoją polską mentalnością netbook zanosiłam do
specjalnych szafek i zamykałam na cztery spusty. Te szafki były chyba
przygotowane specjalnie dla obcokrajowców.
Po szóste: szanuj środowisko swoje
Fuji Rock Festival
z założenia ma być najczystszym festiwalem na świecie. Na każdym niemal kroku stoły
stanowiska do segregowania śmieci. Pracowali przy nich młodzi ludzie,
pomagający dopasować odpowiedni odpad do właściwego pojemnika. Jak się okazało
nie była to taka prosta sprawa. Osobno butelki, etykiety, nakrętki, puszki,
plastikowe talerzyki czy pałeczki.
Stanowisko segregacji śmieci |
Każda część wędrowała do innego pojemnika.
Na terenie festiwalu czy w strefie gastronomicznej nie walał się ani jeden
plastikowy kubeczek czy talerzyk. Dacie wiarę?
Przygotowane było również
specjalne miejsce dla palaczy, gdzie można było wyrzucić zebrane wcześniej
niedopałki. Wiele osób właśnie przy tych pojemnikach też paliło. Nigdzie nie
widać było rzuconych od niechcenia resztek papierosa, nie trafiały też one do
zwykłych śmietników. I mimo tylu palących, nigdy nie czuło się dymu, nikt też
nie dmuchał nikomu prosto w twarz. Tu szanuje się nie tylko przyrodę, ale
również wolność człowieka i jego prawa. U nas palacze krzyczą, że zabranianie
palenia w miejscach publicznych to atak na ich wolność, w Japonii palacze
starają się oddawać swoim nałogom tak, by nie narażać na nie innych. Tu ludzie
starają się żyć w zgodzie z naturą i z poszanowaniem dla drugiego człowieka.
Po siódme: Zachowaj higienę
Japońska odmiana
naszych „toi toi” na festiwalu była zawsze czysta. Nigdy nie brakowało papieru
toaletowego. Prowadził do nich wyznaczony taśmą „niby-korytarz”, który wskazywał
chętnym do skorzystania kierunek kolejki. Przy wyjściu z toalet znajdowały się
nie tylko krany z wodą, ale również pojemniki z płynem dezynfekującym.
Pisuary |
Czystość
ponad wszystko. W Polsce, na festiwalach oprócz „toi toi” czasami odnajdziemy
również pisuary, mające pomóc w odciążeniu kolejki do kabin. W Japonii
wyglądają one jednak zupełnie inaczej. Nie zmuszają do świecenia czterema
literami. Można ukryć się w nich za kolorowymi zasłonkami i poczuć się bardziej
komfortowo.
Po ósme: Stań w kolejce i nie wpychaj się
Tu przestrzega się
wyjątkowo tego, co przeznaczone dla kobiet i dla mężczyzn. Każdy posłusznie
ustawiał się w kolejce wyznaczonej dla jego płci.
Kolejki do wyjścia z terenu w godzinach szczytu |
Nie było wpychania się
i przeciskania. Każdy grzecznie czekał na swoją porę czy to do toalety czy
pod prysznic. Bez narzekania i lamentowania na czas oczekiwania.
Po dziewiąte: Baw się
Ludzie tłumnie
uczestniczyli we wszelkich wydarzeniach muzycznych. Wyglądało to jednak zupełnie
inaczej niż u nas.
Wszyscy przynosili na teren, rozciągający się przy scenach,
swoje kolorowe krzesła, stoliki, napoje i jedzenie, i biesiadowali, słuchając
ulubionych wykonawców.
Zielone polany przed scenami usiane były kolorowymi
krzesełkami i parasolami. Wyglądały niczym ukwiecone pole. Zresztą sami
Japończycy ubierają się niezwykle kolorowo, przebierają się, farbują włosy na
różne kolory, zakładają peruki, tworzą malunki na twarzach.
Po dziesiąte: Oglądaj, słuchaj, tańcz i pozwól na to
innym
Japończycy są
bardzo zachowawczy i ułożeni, dlatego zwykle podrygiwali w miejscu w rytm
muzyki, rzadko rzucając się w tak popularne u nas „pogo”. A jeśli dali się już
ponieść fali dźwięku, to czynili to w taki sposób, by nie przeszkadzać innym.
Nikt nikogo nie przewracał, nie wycierał o innych swojego spoconego ciała.
Zawsze i wszędzie
poszanowanie drugiego człowieka jest na pierwszym miejscu. I wcale nie oznacza
to, że Japończycy są nudni i nie potrafią się bawić. Po prostu są kulturalni i
dobrze wychowani. Dzięki temu taki festiwal jest ogromną przyjemnością, której
chce się zażywać, co roku.
Widoku na scenę nie
zasłaniały mi las uniesionych w górę rąk z aparatami i telefonami. Sprzęt można
było wnosić, ale nie wolno było fotografować artystów. Wszyscy się do tego
stosowali, dzięki czemu w spokoju można było obejrzeć widowisko.
Ochrona w mig
wyłapywała osobę nieprzestrzegającą zakazu i kulturalnie prosiła o schowanie
sprzętu. Nikt też nie wył nam wprost do ucha, zafałszowując ulubione utwory.
Każdy w milczeniu przysłuchiwał się tembrowi głosu ulubionego wykonawcy.
Delektowali się muzyką, bo przecież po to tu wszyscy przyszli.
Ze słynnymi i niesamowitymi fakirami |
Mottem przewodnim
festiwalu było: „Niezależność, współpraca i poszanowanie natury są kluczem, by
w pełni cieszyć się festiwalem”. To jednak nie tylko motto, ale zasada wcielana
w życie przez wszystkich uczestników. W ten sposób wszystkim żyje się
lepiej. Można też piękniej przeżywać tak fantastyczne wydarzenie muzyczne. W
technice możemy nigdy nie dogonić Japończyków. Byłoby jednak dobrze, gdybyśmy,
chociaż w zachowaniach międzyludzkich, w poszanowaniu siebie nawzajem, choć w
niewielkim ułamku wzięli z nich przykład. Nie każdemu taka formuła festiwalu by
się pewnie spodobała. Ja na jej punkcie zwariowałam i marzę by kiedyś jeszcze
raz wybrać się na Fuji Rock Festival.