piątek, 28 czerwca 2013

Neither Fish nor Fowl and Rather not a Goshawk
Ni pies, ni wydra, a raczej ni jastrząb



If you asked me about my first association concerning the name Azores I would answer a dog as Azor is one of the most popular names for a dog in Poland. A countless number of village Azors would bark furiously at me while I was riding my bike close to their cottages. Many others tried to catch my leg and bite me. But the Azores have nothing in common with those Polish Azors. 

The name Azores comes from the Portuguese world acores which means a goshawk. Those birds were the first thing which the first explores saw when they sailed to the islands. In fact, they weren’t the goshawks but the buzzards. Despite that fact, the name Azores and the symbol on their flag hadn’t been changed. Some scientists argued that the name might be derived from the world azures which means the blue colour. I am not surprised as the water of the Atlantic Ocean surrounding the islands is of the beautiful blue colour, the blue which I have never seen before.

The Archipelago of the Azores is composed of nine islands, which together with Madeira, Cape Verde, the Canary Islands and the Savage Islands belong to the Fortunate Isles.
Lagoa do Fogo

We chose Sao Miguel – the largest island of the Azores. There are also Santa Maria, Pico, Faial, raciosa, Flores, Terceira, Sao Jorge and Corvo – the smallest one. It was Corvo which I found interesting as there is only one village on the island, one policeman lives there and there are only two taxis. I projected my mind into the British and Scandinavian films showing provincial life. I am sure one might make a great film about Corvo Island and its inhabitants. Even more interesting is the fact that the island is the top of Monte Gordo – the underwater volcano. How incredible it must be to live on the top of the volcano! 

The Azores used to benefit from its location. Depending on the century, they were used as the airforce bases, metrological observatories or America bases for whalers. When it comes to whales, there are plenty of them here. And every summer one may watch their races near the archipelago. That is why whaling had been the main branch of the Azorean economy till 1984.  
 In the late 80s’ XX centuries, haunting for whales was banned (luckily!) and instead of killing them, people started observing, studying their life and protecting. There are nineteen species of those marine mammals living around the archipelago. I have never seen a whale before so I hope my stay  here will change it.

For the first two days we were sightseeing the island, looking for the most beautiful viewpoints and places. Then, we focused on more detailed exploration of the island. 

I must say that we made a huge mistake choosing Madeira as the first destination to visit. It turned out that there weren’t many things here which could compete with Madeira’s beauty. I didn’t much enjoy the view on Lagoa do Fogo, that is the Lake of Fire, which used to be a volcano crater as I still remember the incredible volcanic landscapes of ‘floating garden’. However, as it appeared later, it was the best view I had seen here. On the second day we didn’t see much since the weather conditions in the north part of the island weren’t good (rain and fog). 

Furnas was an interesting town, especially two places located there. In one of them, Largo das Caldeiras we could admire hot springs. It is claimed that sometimes one can see the lava coming out of it. The place glitters with colours. Mostly with yellow, which is the result of the deposition of the sulphur. Interestingly,  the sulphur is collected and added to face masks and the wine sulfurization. I knew that sulphur is used in wine producing but I had never thought where they got the sulphur from. Now I know. 

A few words about food

I think it would be better if I wrote the whole post dedicated to food on the Azores. And I think many of you would find it very interesting. In Furnas, I was a witness of preparing a traditional Azorean dish called cozido
It is not ingredients which are an interesting aspect of that dish but the way it is made. Instead of using a cooker, cozido is cooked in fumaroles. The pots packed with meat (usually, pork meat but sometimes also chicken and beacon), potatoes, carrots, cabbages, onions and garlic are buried in the ground in the place where the hot springs occurred. Thanks to the temperature from the spring, the dish simmers slowly. In Furnas, whole families and restaurants bring pots with cozido in the morning, put numbers on the mounds and come back in the afternoon to collect their dishes. It is worth trying this dish prepared in that way as the taste of the meat, its tenderness and delicacy is amazing. 

The archipelago is also famous for other things. There are happy cows here, well groomed which are fed with fresh and ecological grass. Thanks to that beef melts in your mouth. I don’t like to eat red meat but it was the first time I had ever eaten such great meat.

If they have cows, they must also have incredible dairy products, mostly cottage cheeses and cheeses. Although coffee is a main and favourite beverage among Azorean people, they grow tea on the islands, and coffee is imported from Brazil and Africa. For tea testing, we went to the factory where tea leaves are carefully sorted by the female workers. 

Apart from cheeses, beef, fishes and seafood, they have also fantastic pineapples. I tried it and I must say they are the best pineapples I have ever eaten, they are even better than pineapples from America. The first fruits of pineapples were imported to the Azores from Brazil. Now you can buy two types of that fruit. Both imported and grown on the islands are called ananas

(abacaxi is an imported type of pineapples). Juicy and sweet – amazing! They produce a popular pineapple liqueur and jam. They aren’t cheap, though (although they are grown on the island). But I changed my attitude towards the price when I learnt about the process of growing that royal fruit ( the Azorean people call it this way). 
One needs 18 months to grow the fruit of a pineapple. What’s more, one plant gives only one fruit and only once. Incredible!

In a next few days, we are going to have a few trekking trips, watch whales, take part in a cliff diving competition and St. Peter’s Day. Things will get hot!



Useful information

A.Arruda Pineapple plantation is located in the suburbs of Ponta Delgada, the capital of the island. It is a unique plantation, the only one in the world,  as pineapples are grown here in the greenhouses. Free admission. The plantation is open from April to June.

Cha Gorreana tea plantation – admission and tea testing for free.




Gdyby ktoś mnie spytał o moje pierwsze skojarzenie z nazwą Azory, odpowiedziałabym, że kojarzą mi się z psem. Azor to w końcu jedno popularniejszych imion dla czworonoga (nie wiem jak teraz, ale kiedyś na pewno popularne było). Ile mnie takich wiejskich Azorów obszczekiwało podczas pogoni, gdy na rowerze przemykałam w pobliżu ich osad. Ilu próbowało mnie chwycić za nogawkę spodni albo złapać za skarpetę, gdy już się wycwaniłam i, wybierając się na wiejskie rowerowe przejażdżki, ubierałam krótsze spodnie, by Azorów wszelkiej maści nie kusić.
Widok na Ocean Atlantycki

Okazuje się jednak, że to nie od psów archipelag wziął swą nazwę, ale od jastrzębi, które z języka portugalskiego nazywają się acores. To właśnie jastrzębie widzieli pierwsi zdobywcy (a przynajmniej tak im się wydawało), które w praktyce okazały się myszołowami. Nazwa jednak pozostała i symbol na fladze również. 
Niektórzy historycy sugerują, że nazwa mogła się wziąć od słowa azures, oznaczającego kolor niebieski. I w tym nic dziwnego by nie było, bo wody Oceanu Atlantyckiego, otaczającego wyspy mają przepiękny niebieski kolor. Kolor, jakiego nigdy chyba wcześniej w żadnej wodzie nie widziałam.
Archipelag Azory składa się z dziewięciu wysp, rozciągających się na długości sześciuset pięćdziesięciu kilometrów i wraz z Maderą, Wyspami Zielonego Przylądka, Wyspami Kanaryjskimi i Wyspą Selvagens należy do tzw. Makaronezji (z gr. Makároi Nēsoi), czyli Wysp Szczęśliwych. To chyba tu właśnie, według mitologii greckiej, udawali się ci zmarli, którzy podczas swego całego życia nigdy nie zgrzeszyli. Mi udało się na szczęście trafić tu jeszcze za życia :)
Jezioro Ognia - Lagoa do Fogo

My wybraliśmy się na największą z wysp Azorów – Sao Miguel. Oprócz niej w okolicy znajdują się Santa Maria, Pico, Faial, Graciosa, Flores, Terceira (trzecia co do wielkości), Sao Jorge oraz najmniejsza – Corvo. Ta ostatnia wzbudziła szczególne moje zainteresowanie. W przewodniku napisali, że na wyspie jest tylko jedna miejscowość, a w niej tylko jeden policjant i dwie taksówki. Od razu przypomniały mi się wszystkie filmy angielski i skandynawskie, pokazujące małomiasteczkowe życie. Na podstawie życia na wyspie Corvo też pewnie można byłoby stworzyć całkiem interesujący scenariusz. Miasteczka, w których niby nic nie ma kryją często w sobie największe tajemnice. Najbardziej interesujące jest jednak to, że sama wyspa to w rzeczywistości wierzchołek podwodnego wulkanu Monte Gordo. Mieszkać na szczycie wulkanu – bezcenne!

Azory dawniej wielokrotnie korzystały na swoim odległym od wszystkiego położeniu. W zależności od wieku służyły, jako bazy lotnictwa wojskowego, obserwatoria meteorologiczne czy bazy amerykańskich statków wielorybniczych. Bo jeśli chodzi o wieloryby to tutaj ich jest pod dostatkiem. Wieloryby ściągają w okolice archipelagu każdego lata. I właśnie z tego powodu jeszcze do 1984 roku wielorybnictwo niestety było jedną z podstawowych gałęzi azorskiej gospodarki. 


Dopiero od lat osiemdziesiątych XX wieku, kiedy polowania na wieloryby zostały zakazane (całe szczęście!), postanowiono wykorzystać wiedzę dawnych oprawców wielorybów do ich badania i ochrony. W okolicznych wodach żyje dziewiętnaście gatunków waleni. Jeszcze na żywo nigdy żadnego  nie widziałam, więc mam nadzieję, że to się w trakcie tego pobytu zmieni.

Pierwsze dwa dni to czas ogólnego zapoznawania się z wyspą, sprawdzenie najładniejszych punktów widokowych i najciekawszych miejsc. Następne dni to dokładniejsza eksploracja wyspy.
Muszę przyznać, że popełniliśmy błąd strategiczny, wybierając Maderę, jako pierwszą do odwiedzenia. Okazało się bowiem, że mało co będzie w stanie jej dorównać. Pierwszy punkt widokowy na Lagoa do Fogo, czyli Jezioro Ognia, które powstało w wygasłym kraterze wulkanu oczarowało mnie, jednak mając przed oczami jeszcze wulkaniczne pejzaże „pływającego ogrodu” nie wpadłam w zachwyt. Nie mniej jednak widok okazał się jednym z ładniejszych jakie przyszło nam przez najbliższe dwa dni oglądać. Zwłaszcza, że drugiego dnia niewiele zobaczyliśmy, bo i tu na północnej części wyspy, podobnie jak i na Maderze, panowały niesprzyjające warunki atmosferyczne: deszcz i mgła, które ukrywały przed nami co lepsze kąski.
Largo das Caldeiras

Interesującym miejscem okazała się miejscowość Furnas, a właściwie nie tyle sama miejscowość, co dwa miejsce na jej terenie się mieszczące. W jednym z nich Largo das Caldeiras mogliśmy podziwiać gorące źródła. Ponoć z niektórych czasami jeszcze można przyuważyć wypływającą lawę. Miejsce występowania źródeł mieni się kolorami. Głównie żółtym, który powstaje przez osadzanie się siarki. Co ciekawe ten osad z siarki ponoć zeskrobuje się i używa się jako dodatku do maseczek na twarz i do siarkowania wina. Niby wiedziałam, że siarki się do tego używa, ale nigdy nie zastanawiałam się w jaki sposób się ją do tych celów pozyskuje.

Kilka słów o jedzeniu
O jedzeniu na Azorach powinnam pewnie napisać cały post i niektórych zapewne bardzo by temat zainteresował. Bo tu w Furnas byłam świadkiem przygotowywania tradycyjnego dania azorskiego tzw. cozido. Nie sam skład tego dania jest jednak interesujący, lecz sposób jego przygotowania. 
Jamy, w których gotuje się Cozido

Cozido gotuje się przez kilka godzin, ale nie tak jak u nas na kuchence elektrycznej, lecz tu w Furnas w tzw. fumaroles. Garnki pełne mięsa: wieprzowiny, czasem kurczaka, boczku, ziemniaków, marchewki, kapusty, cebuli i czosnku zakopuje się w jamach w ziemi i przysypuje ziemią w miejscach występowania gorących źródeł. I to pod wpływem temperatury z nich pochodzących danie przez kilka godzin powoli się gotuje. W Furnas całe rodziny i restauracje przywożą z samego rana dania, numerują kopczyki i po południu przyjeżdżają je wykopywać, by ich smakiem móc cieszyć się podczas obiadu. A muszę przyznać, że jest, czym się cieszyć, bo smak mięsa i jego delikatność robią wrażenie.
Pola herbaty

Co do jedzenia to archipelag słynie z kilku rzeczy. Przede wszystkim z krów, które są tu tak szczęśliwe i dobrze wykarmione na zdrowej, niezanieczyszczonej pestycydami trawie, że wołowina rozpuszcza się niemal w ustach. I tak jak czerwonego mięsa z reguły nie jadam i nie lubię, to przyznaję bez bicia, że czegoś tak dobrego w życiu nie jadłam.
A skoro są i krowy, to są niesamowite przetwory mleczarskie, głównie sery i żółte i te białe.
Jest też herbata, bo choć to kawa jest głównym i ulubionym napojem mieszkańców Azorów, to uprawia się tu jednak herbatę, a kawę sprowadza się z Brazylii i Afryki. Na próbowanie azorskiej herbaty wybraliśmy się do fabryki, w której panie ręcznie przeprowadzały sortowanie..
Ręcznie przebieranie herbaty

Obok serów i wołowiny, ryb i owoców morza, które również są tu wyśmienite, są jeszcze ananasy. I faktycznie po spróbowaniu jednego, z przykrością musiałam stwierdzić, że ananasy z mojej kochanej Ameryki wymiękają w porównaniu z azorskimi. Pierwsze owoce zostały sprowadzone na Azory z Brazylii. Dziś na archipelagu można kupić dwa gatunki. Te importowane i te hodowane na miejscu, które nazywają się po prostu ananas (ta odmiana sprowadzana to abacaxi). Soczyste i słodkie – bajeczne! Z ananasów wytwarza się tu popularny likier ananasowy oraz dżem i pewnie jeszcze kilka innych rzeczy, których jeszcze nie było mi dane spróbować. Nie są to jednak owoce tanie, chociaż mi wydawało się, że w miejscu, w którym się je uprawia powinny kosztować przysłowiowe grosze. 
Plantacja ananasów

Uważałam tak do czasu, nim dowiedziałam się jak żmudna jest uprawa tego królewskiego owocu (tak nazywają go Azorczycy). Od zasadzenia roślinki do zebrania owocu mija 18 miesięcy! I w dodatku taka roślina owocuje tylko raz i daje tylko jednego ananasa. Że też chce się im to uprawiać!
Przed nami jeszcze kilka dni i kilka trekkingów dłuższych, i krótszych, obserwacja wielorybów, mistrzostwa w skokach z klifu, obchody św. Piotra. Będzie się jeszcze działo.

Przydatne informacje

Plantacja ananasów „A. Arruda” znajduje się na obrzeżach stolicy Ponta Delgady i jest unikalną plantacją na całym świecie i typową dla wyspy Sao Miguel. Ananasy są tu bowiem uprawiane w szklarniach. Wstęp jest bezpłatny, a plantacja jest otwarta od kwietnia do czerwca
Plantacja Herbaty Cha Gorreana – wstęp i degustacja herbaty bezpłatnie.

sobota, 22 czerwca 2013

Who will like it and who won’t?
Madera - dla kogo tak, a dla kogo nie



Madeira is a beautiful island. Those who intend to travel around the world should put that place on their list. Those who have a few days of holidays a year, first, should think about their holiday expectations and only then decide or not to decide to go there.
Madeira isn’t a holiday destination ideal for everyone. Who will like the island?
1.      Active people. Those who like mountainous trekking, ascending mountains, those who like to get sweat and tired because only then they feel they are alive.
2.      Those who love the nature. I think Madeira is the part of the world where you can really experience the power of nature, its beauty and magnitude. Stunning landscapes as if they came from other planet.
3.      Those who are fond of volcanoes.  Madeira has the volcanic origin that is why volcano lovers will feel here at home.
4.      Those who like peace and quiet. Madeira isn’t an ‘entertainment island’. There aren’t many clubs here, there are no beach parties and crowds of tourists. So instead of elbowing your way all the time, you can enjoy your walk through the narrow streets.
5.      Those who like a mild climate. It is said that there is an everlasting spring here. So those who don’t like high temperatures should choose Madeira as their holiday destination. The average temperature here is about 20-22C
6.      Those who love fruit. There are plenty of mangos, delicious strawberries, melons and watermelons too. Small bananas which look like plantains but here their taste is different. And of course … passion fruit. I tried banana, orange, lemon, tomato and pineapple passion fruit. Incredible. (Unfortunately, one kilo of that delicious fruit costs from 8 to 20 euro)



Who won’t like the island?

1.      Those who like beach holidays. Although there is the ocean here, there are only a few beaches here.
2.      Party animals. It’s not an ideal place for clubbing. I would call Madeira an “island for pensioners” but for me it wasn’t a problem.  You  are more  likely to meet here elderly tourists from France and Germany (but those who are active and sporty) rather than young people.
3.      Families with children providing that the families don’t like an active way of spending time. There aren’t many attractions for children on the island. There is a museum where you can get inside the lift and go down to the inside of the crater and Madeira Magic entertainment centre . Apart from those two places there are only tiny fishing villages and the nature which are not very attractive for children.

Nature is the greatest treasure of Madeira. Not only did we focus on experiencing the nature but also we visited a few towns on the island. 
Porto Moniz with its incredible lunar landscape. I really enjoyed wandering around volcanic rocks and the pools with turquoise water.
Camara de Lobos which I have already written. A fishing village which is a centre if fishing beltfishes. I felt a great repulse when I saw those fishes. I know there are many other obnoxious fishes but I think that one would be in my top ten.
Santana is a town famous for its  the traditional homes constructed with sloping triangular rooftops, and protected with straw. The house are nice but I wouldn’t call them a tourist attraction. I managed to go inside. A lady spotted us and almost forcefully dragged us to her house. My husband didn’t come in but I did. As soon as I thought what a nice woman, she started telling me about her husband’s death and that she needed money. So she did invite me to her house to get some money. Another way of earning money.



And of course Funchal, the capital of Madeira. The largest city on the island. The name derives from a Portuguese world – funcho which means fennel. The city was founded by João Gonçalves Zarco who discovered Madeira. There are a lot of  monument of his figure on the island.



WHAT IS WORTH SEEING IN THE CAPITAL?

The Old Town is called Zona Velha. The guide recommends also a flea market – Mercado dos Lavradores. Personally, it disappointed me. 

I felt as if I was in a place created for tourists (because there were plenty of them), not a real market for local people, as I had read.
The place wasn’t teeming with life and colours. The market was rather empty. 

Or it might not have been a market day. However, it is worth visiting that place to try some fruits, especially various types of passion fruits. There is free testing at almost every stall. You can also see how an large tuna is cut and look at various species of fishes.
The flea market is located close to the old district called Santa Maria. For me, this part of Funchal is the most interesting I have seen. I felt there as if I was in the land of fairy tale as the doors of the tenements were painted beautifully. Every door is a masterpiece. Well,  you can find out yourself. 





Madera to przepiękna wyspa. Ci, którzy mają w planach odwiedzenie całego świata, powinni i ją uwzględnić w swoich planach podróżniczych. Ci, którzy mają zaledwie kilka lub kilkanaście dni urlopowych w roku powinni się zastanowić, czego oczekują od urlopu i w zależności od tego na wyspę się wybrać lub też nie.
Madera nie jest bowiem idealną destynacją dla wszystkich. Kto odnajdzie na niej swoje miejsce?

1.      Przede wszystkim aktywni fizycznie. Ci, którzy uwielbiają górskie wędrówki, trudne podejścia, którzy uwielbiają spocić się i zmęczyć, bo dopiero wówczas czują, że żyją.
2.      Kochający naturę. Według mnie Madera to przede wszystkim obszar świata, w którym wyjątkowo można odczuć wielkość, siłę, niezwykłość i potęgę przyrody. Niesamowite krajobrazy, czasami wyglądające niczym z innej planety.
3.      Uwielbiających wulkany. Jako że Madera jest wyspą powstałą z wybuchu wulkanu, to entuzjaści wulkanicznych krajobrazów poczują się tu jak w domu.
4.      Ceniących ciszę i spokój. Madera nie jest wyspą „rozrywkową”. Nie ma tu na pęczki klubów z najpopularniejszymi didżejami, nie ma imprez na plażach i tłumów turystów. Można spokojnie spacerować uliczkami miasta, a nie przepychać się łokciami jak na sopockim „monciaku” w sezonie.
5.      Preferujących łagodny klimat. O wyspie mówi się, że panuje tu wieczna wiosna. Ci więc, którzy cierpią katusze, gdy temperatura powietrza w sezonie letnim sięga trzydziestu czy czterdziestu stopni, spokojnie mogą wybrać Maderę. Średnie temperatury latem to 20 – 22 stopnie Celsjusza.
6.      Pałających miłością do owoców. Nie brakuje tu mango, przepysznych truskawki, melonów, arbuzów. Małe banany, przypominające mi z wyglądu platany, mają tu zupełnie inny smak. Zachwyca też i różnorodnością, i smakiem marakuja, których odmian ciężko zliczyć. Próbowałam marakuję bananową, pomarańczową, cytrynową, pomidorową, ananasową. Coś niewiarygodnego (niestety kilogram tych cudów kosztuje od 8 do nawet 20 euro)

Marakuja pomarańczowa, bananowa, pomidorowa i naturalna


A kto na pewno dobrze się tu nie będzie czuł?

1.      Plażowicze. Niby ocean tu jest, ale plaż raczej brak. A te, które są nie mają zbyt wielkiej powierzchni.
2.      Imprezowicze. To nie miejsce do balang. Ja odniosłam wrażenie, że Madera to bardziej wyspa „emerycka”, co mi wcale nie przeszkadzało. Na ulicach spotyka się więcej starszych turystów, głównie z Francji, Niemiec, ale takich aktywnych niż młodych ludzi.
3.      Rodziny z dziećmi, pod warunkiem, że całe rodziny nie są specjalnie aktywne. Wielu atrakcji dedykowanych najmłodszym specjalnie nie ma. Wprawdzie jest ciekawe muzeum, w którym można przejechać się windą do wnętrza wulkanu i specjalne centrum Madeira Magic, ale poza tym jest przyroda i małe rybackie miasteczka, w które małym dzieciom wiele frajdy pewnie nie przyniosą.


Przyroda to największy skarb Madery. My odwiedziliśmy jeszcze kilka miasteczek.

Porto Moniz z niesamowitym iście księżycowym krajobrazem w środku osady. Wędrówka betonowymi ścieżkami wśród wulkanicznych skał nabrzeża i basenów z turkusowo-zieloną wodą była ogromną przyjemnością.

Camara de Lobos, o której już wspominałam. Rybacka osada, będąca głównym ośrodkiem połowu pałaszy. Widok tych ryb wzbudził we mnie ogromną odrazę. Wiem, że istnieje kilka jeszcze paskudniejszych gatunków ryb, ale myślę, że ta w konkursie na najbrzydszą rybę w pierwszej dziesiątce by się raczej uplasowała.

Santana to miasteczko słynące z charakterystycznych, tradycyjnych trójkątnych domków krytych strzechą. Domki ładne, ale nie ukrywam, że niespecjalna to według mnie atrakcja turystyczna. Do takiego jednego domku nawet udało nam się wejść. Kobiecina dostrzegła nas ledwo podjechaliśmy pod jej mieszkanie i niemal siłą zaciągnęła nas do środka. Mój mąż się opierał, ale ja wlazłam. Domek w środku ślicznie przygotowany. Właścicielka kazała nam siadać i chciała robić zdjęcia. Pomyślałam, co za sympatyczna kobieta i w tej chwili zaczęła opowiadać, że jej mąż niedawno umarł i ona bez pieniędzy, i już wiadomo było, że to zaproszenie to nie z dobroci serca czy ciekawości drugiego człowieka. W taki sposób starają się zarabiać na życie.

Domki w Santana

I oczywiście Funchal, czyli stolica Madery. Największe miasto wyspy. Sama nazwa stolicy wzięła się od portugalskiego wyrazu funcho, który oznacza koper (ponoć pełno rośnie go w okolicy). Miasto zostało założone przez odkrywcę Madery - João Gonçalves Zarco. Jego pomniki spotyka się na całej wyspie.

Funchal

CO WARTO ZOBACZYĆ W STOLICY?

Zawsze odwiedza się Stare Miasto, które tu nazywa się Zona Velha. Przewodnik poleca również znany targ, czyli Mercado dos Lavradores. Mnie trochę on rozczarował. 

Mercado dos Lavradores

Miałam wrażenie, że nie jest to typowy, jak przekonywał przewodnik, targ dla miejscowych, ale sztucznie stworzona atrakcja dla turystów, bo ich właśnie tam było najwięcej. Nie odniosłam też wrażenia, że miejsce pulsuje życiem i kolorami. Świecił bardziej pustkami, ale może nie trafiliśmy po prostu w główny dzień targowy. 


Wtedy ponoć stoiska rozstawiają się też na ulicach. Nie mniej jednak warto odwiedzić to miejsce, by móc wypróbować owoce, szczególnie różne odmiany marakuji. Niemal każde stoisko proponuje takie darmowe testowanie. Można też z bliska przyjrzeć się rozkrajaniu potężnych tuńczyków na oraz różnym odmianom ryb, m. in. słynnym pałaszom.

Pałasza

Targ znajduje się blisko starej dzielnicy Santa Maria. I dla mnie ta część Funchal jest najciekawszą ze wszystkich, jakie widziałam. Niesamowitego klimatu dodają jej bajkowe i kolorowo malowane drzwi kamieniczek. Każde z nich stanowią odrębne dzieło sztuki. Zresztą zobaczcie sami.