poniedziałek, 17 czerwca 2013

What is being done for beauty….?
Czego się nie robi dla urody…



I have almost forgotten about Madeira. Almost, because we came back to Poland and we are getting ready for our next journey. But it is impossible to forget about that place. It is impossible to forget its volcanic landscape.  Although we spent only a few days on ‘the daughter of the fire’ (Madeira is called like that) there were plenty of images of that island in our minds. 
We didn’t experience a lot of adventures. By saying ‘adventures’ I mean wandering, wading through mud and water in sandals, unpredictable collisions and thefts – in other words – all the things we were afraid of while renting a car. We had no choice but to rent a car. Without a car we wouldn’t discover many interesting places. Of course, we could use the services offered by travel agencies which take the tourist to the places where public transport doesn’t go. We preferred to go there on our own. Without counting the time and without a group of noisy tourists. We had some doubts about renting the car. When my husband saw local roads he said to me ‘No way. I won’t drive a car here’. 
He isn’t a Sunday driver. I would rather call him a professional driver. The roads on Madeira are the network of steep and winding roads (excluding motorways which are similar to oursJ of course not taking into consideration the number of kilometres as it might turn out that they have more kilometres of motorways than we do.). Not only are the roads narrow but also the cars are parked at every step. For me,  Madeira traffic  is of ‘passing’ character that is you go first when there are no cars on your side. Or when you are a driver of a bus. In this case, it doesn’t matter where the cars are parked (usually, on both sides)  as the bus is bigger. 
The car on Madeira is a petrol guzzler and it’s enough to use a third gear to travel from one place to another. But... without a car I couldn’t admire beautiful landscapes around me. Well, let me write about them. There are a few places on the island you can’t miss.
There is a place from the top of which one can admire the colourful, bathed in the sunlight capital of the island – Funchal. And small villages which look as if there were sticked to the rocks. Cabo Girao – the highest cliff in Europe. It overlooks the ocean glittering with different shades  of blue, the waves of which hitting the rocks. There is a transparent glass walkway which makes the visit to the cliff more adventurous. I distrust such glass constructions. It turned out that I wasn’t the only person who experienced that feeling. Almost everybody went on it with some hesitation, being afraid of looking down. I looked once and what I saw was breathtaking. Under my feet, at the height of 580 meters, there was a stunning view over the ocean and the precipice. It is really an unforgettable experience. 
Most people go to the top of the cliff by car. We went on the 3 hours walking trip along the irrigation canals called “Levada de Norte” and enjoyed the beautiful landscapes. We went through the grapevine, bananas and delicious wild cherries plantations. I couldn’t help eating them. My husband started getting angry that if I ate wild cherries from every trees, we would go back to the hotel the following day. Sadly, I had to leave cherries alone. However, later that day I had a stomach ache. So it had been the price for my passion for eating cherries. 
The last part of the trail is located in the village which is famous for producing wine called Camara de Lobos. I was amazed with its small port with colourful boats. If I lived there, I would go to that place every day to admire fishing boats and strange sea creatures drying on the shore.
There are a lot of places in Madeira where you can admire even more beautiful views and the route doesn’t lead there between volcanic rocks, dark tunnels and steep precipice. These are two highest mountains of the island: Pico de Areiro (third Madeira’s island’s highest peak  - 1818) and  Pico de Ruivo (the highest peak  – 1862 m). Everybody can get to those places as you can go there by car. If you want to go to Pico de Ruivo, it’s enough to walk one hour from the parking lot. However, if you choose that way, you won’t enjoy the nature and you won’t experience incredible emotions related with being close to its beauty. So we chose to walk instead of driving. 
Unfortunately, our mountainous adventure and a few hours trek back and forth was hard on our legs, especially our knees (first, we went to Pico de Areiro, then we went down to climb up Pico de Ruivo and again we descended the highest peak and went to Pico de Areiro where we had left our car). Well, one can do a lot for the beauty. 
Pico de Areiro, Pico de Ruivo and Cabo Girao are my top ones of the island. But this is not the end of the list of beautiful places. Rabacal and its Risco waterfall and 25 springs and many others, the footpaths of which lead along levadas. The trail to the waterfall was quite crowded and the waterfall didn’t impress me much as I had already seen such cascades in America. 
’25 springs’ were much more interesting with its lovely small cascade an incredible colour of water.
We spent most of our time walking in the mountains and admiring the landscapes. It doesn’t mean that we didn’t visit any towns and villages. However, in my opinion if you go to Madeira, it is worth focusing on its natural beauty.  

Useful info:
To Cabo Girao – bus nr 154 from z Funchal. Ask the driver to stop at ‘Levada de Norte’ – Cruz da Caldeira. To see the rest of places from my list you have to rent a car. The are plenty of car rentals on the island. The prices are depended on the size of the car. The smaller cars cost 80-90 euro. We managed to rent a car for 56 euro.


 


O Maderze już prawie zapomniałam. Prawie, bo zdążyliśmy już wrócić i szykujemy się powoli do kolejnego wyjazdu. Tak naprawdę całkowicie się jednak nie da zapomnieć. Ta wulkaniczna wyspa ze swoimi krajobrazami potrafi na długo zapaść w pamięć. A my nie próżnowaliśmy, więc mimo niezbyt długiej wizyty na „córce ognia” jak nazywa się Maderę, obrazów w naszych głowach zebraliśmy sporo. Wielu przygód już jednak nie mieliśmy. Mam na myśli przygody typu błądzenie, brodzenie w błocie i wodzie w sandałach, niespodziewane kolizje czy kradzieże, czego obawialiśmy się wypożyczając samochód. Bo samochód w końcu, chcąc nie chcąc, pożyczyć musieliśmy. 
Widoki z trasy

Bez niego niestety wiele miejsc pozostałoby przez nas nieodkrytych. Moglibyśmy oczywiście skorzystać z ofert miejscowych biur podróży, które w bardziej odległe miejsca, do których autobusy miejskie nie dojeżdżają, oferowały komfortowy przewóz. My woleliśmy jednak komfortowy przejazd w zakresie własnym. Bez wyliczania minut, które możemy poświęcić na podziwianie widoków i bez zbędnego balastu w postaci kilkunastoosobowej grupy turystów. Nie ukrywam, że mieliśmy kilka obaw, co do pożyczania auta. Mój mąż, gdy zobaczył tutejsze drogi stwierdził: „Nie mam mowy. Ja tu prowadzić nie będę!”. A nie należy on raczej do niedzielnych kierowców, a raczej do grupy niemal zawodowców. Maderskie drogi to sieć pnących się i wijących wąskich dróg (nie licząc rzecz jasna autostrad – te są podobne do naszych :). Chociaż może w nie w liczbie kilometrów. Bo, mimo iż wyspa jest mała to istnieje prawdopodobieństwo, że kilometrów autostrad mają jednak więcej). 
Sieć dróg

Nie dość, że jezdnie są wąskie, to wzdłuż nich niemal na każdym kroku, niezależnie czy jest to prosta czy zakręt (a częściej raczej to drugie) stoją zaparkowane samochody. Bardzo często ruch na ulicach Madery jest „mijany”, czyli pierwszeństwo masz wtedy, gdy to akurat nie po twojej stronie stoją pojazdy. Albo, gdy jesteś kierowcą autobusu. Wówczas nie ma znaczenia, z której strony auta są zaparkowane (z reguły są jednak po obu stronach). Autobus jest w końcu większy. Samochód na Maderze pali jak smok i „trójka” to zwykle wystarczający do poruszania się bieg. Ale coś za coś. Bez niego nie mogłabym się zatrzymywać co krok, by podziwiać rozpościerające się z każdej strony krajobrazy. Więc może w końcu bym coś o tych widokach napisała. Jest kilka miejsc, których na wyspie pominąć się nie da. Jest takie miejsce, z którego szczytu można podziwiać zlaną słońcem, kolorową stolicę wyspy – Funchal, a także małe wioski, które sprawiają wrażenie niemal przyklejonych do skał. 
Widok z Cabo Girao

To najwyższy w Europie klif Cabo Girao, z którego rozpościera się widok na ocean, mieniący się najróżniejszymi odcieniami niebieskiego, którego fale rozbijają się o wystające z wody skały. Smaczkowi wspięcia się na szczyt klifu dodaje atrakcja w postaci szklanego podestu. We mnie szklane schody, podesty i inne temu podobne, znajdujące się na pewnej wysokości, wzbudzają niepokój. Jak się okazało nie tylko we mnie. Niemal wszyscy wchodzili na niego z pewną nieufnością, bojąc się spojrzeć w dół. Ja spojrzałam raz i serce na chwilę mi stanęło. Pod stopami na wysokości 580 metrów rozciągał się widok na urwisko i ocean. Dodatkowe więc, nawet trochę mrożące krew w żyłach (przynajmniej w moich) doznania, na klifie są zapewnione. 
 Większość osób dojeżdżała na szczyt samochodem. My wybraliśmy trzygodzinną wędrówkę wzdłuż kolejnych kanałów irygacyjnych tzw. „Levada de Norte” przez plantacje winorośli, bananowców i przepysznych czereśni. 
Plantacja winogron

Nasz wędrówka trochę się więc wydłużyła ze względu na te czereśnie. Nie mogłam przejść koło nich obojętnie. Mój mąż już zaczął się denerwować, że jak będę obżerała każde drzewko, to uda nam się dotrzeć do hotelu dopiero następnego dnia. Musiałam więc powstrzymać swoje zapędy, choć takich pysznych czereśni dawno nie jadłam. Trochę przypłaciłam to jednak późniejszym bólem brzucha. I znów „coś za coś”. Koniec trasy znajduje się w miejscowości słynącej z produkcji wina Camara de Lobos, która zachwyciła mnie przede wszystkim prześlicznym małym portem z kolorowymi łódeczkami w przystani. 
Camra de Lobos

Gdybym tam mieszkała, to codziennie przesiadywałabym w porcie, obserwując małe kutry i suszące się wokół dziwne stwory morskie. 
Są też takie miejsca na Maderze, z których widok jest jeszcze wspanialszy, a droga na nie wiedzie między wulkanicznymi skałami, ciemnymi tunelami, bardzo stromymi urwiskami. To najwyższe szczyty wyspy: Pico de Areiro (trzeci, co do wielkości szczyt Madery – 1818 m) i Pico de Ruivo (najwyższczy szczyt – 1862 m). Na oba z nich może z łatwością dostać się każdy. Samochód ma bowiem dostęp niemal na sam szczyt. Na najwyższy z nich, czyli Pico de Ruivo konieczny jest jedynie godzinny spacer z parkingu. W ten sposób jednak omijają człowieka dodatkowe atrakcje, nieziemskie emocje, nadprogramowe doznania piękna. 
Droga na Pico de Areiro

Ja w kontakcie z niewiarygodnej wręcz urody naturą, doznawałam ekstatycznych przeżyć, które zwykle przyprawiają mnie o ścisk w gardle. Tak było i tym razem. Niestety nasze wygibasy w górach i kilkugodzinna wędrówka w tę i z powrotem (najpierw złaziliśmy bowiem z Pico de Areiro, by potem wspiąć się na Pico de Ruivo, a następnie znów zejść z najwyższego szczytu i wspiąć się z powrotem na Areiro, gdzie zostawiliśmy samochód), mocno dała się we znaki naszym kończynom, zwłaszcza kolanom. Jednak co się nie robi dla urody, niekoniecznie tylko naszej osobistej. Pico de Areiro, Pico de Ruivo oraz Cabo Girao to moje numery jeden na wyspie. Chociaż nie kończą one listy aktywnych rozrywek o cud urodzie. 

Bardzo popularną, choć również odizolowaną i dostępną dla zmotoryzowanych turystów atrakcją jest Rabacal i jego wodospad Risco oraz trasa do dwudziestu pięciu źródeł One również, jak wiele ścieżek na Maderze prowadzi wzdłuż wspominanych już kilkakrotnie levadas. Wzdłuż nich biegną wąskie ścieżki, na których ruch jest jednak obustronny, co czasem utrudniało mijanie się z innym odwiedzającymi. Na tej trasie było zaś wyjątkowo tłoczno. Wodospad nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia, bo w ostatnich miesiącach moje oczy oglądały takie kaskady, że Risco wyglądał przy nich jak ubogi brat. Znaczniej ciekawsze było „25 źródeł” z urokliwą niewielką kaskadą i niesamowity kolorem wody. 
Droga do "25 źródeł"

 Większość czasu na Maderze spędziliśmy w górach, podziwiając krajobrazy. Nie oznacza to, że nie odwiedziliśmy też siedzib miejskich, szczególnie polecanych przez przewodniki. Moim skromnym zdaniem, jadąc na Maderę, warto jednak postawić na naturę. 









Przydatne informacje:
Na Cabo Girao – z Funchal autobusem nr 154. Najlepiej poprosić kierowcę, by wysadził przy „Levada de Norte” – Cruz da Caldeira. Aby odwiedzić pozostałe trzeba wypożyczyć samochód. Na wyspie wypożyczalni jest od groma. Kwoty za dwie doby wahają się w zależności od wielkości samochodu. Te mniejsze kosztują między 80 – 90 euro. Nam udało się wypożyczyć za 56 euro.